Dodatki do żywności – fakty i mity
Udając się na zakupy spożywcze, naszym oczom ukazuje się duża ilość najróżniejszych produktów. Niektóre z nich są niemalże całkowicie pozbawione chemii, w innych znajdziemy natomiast liczne dodatki do żywności, o których krąży w sieci wiele, nie zawsze prawdziwych, informacji. Przedstawimy więc dzisiaj fakty na ten temat oraz obalimy najpopularniejsze mity. Sprawdź!
1. Dodatki do żywności są zbędne – MIT
Zacznijmy od utartego podziału produktów spożywczych na „dobre, bo naturalne” i „złe, bo przetworzone”. Jeśli zależy nam na zdrowym żywieniu, kierujemy się oczywiście tym, co dobre: kupujemy jedzenie na bazarkach, a nie w marketach, wybieramy produkty „na wagę” zamiast tych w opakowaniach, a jeśli już – szukamy na ich etykietach jak najkrótszych składów. Żywność dobrej jakości powinna być jak najmniej przetworzona, nie zawierać niczego, co nie wyrosło wyłącznie dzięki siłom i zasobom Matki Natury, a zewnętrzna ingerencja w jej skład nie służy niczemu dobremu. W dużej mierze to prawda i w miarę możliwości warto trzymać się tych zasad. No właśnie, w miarę możliwości: w dzisiejszych czasach stuprocentowa rezygnacja z dodatków spożywczych jest bowiem utopijną ideą.
Zaczynasz się odchudzać? Koniecznie przeczytaj: Ważyć się czy mierzyć obwody – co jest lepszym wyznacznikiem postępów w odchudzaniu?
Wszyscy kupujemy jedzenie produkowane na skalę przemysłową – czy to w sklepach, czy na targowiskach – a poza wartościami odżywczymi zależy nam na jego bogatym smaku, apetycznym wyglądzie i długim okresie świeżości. Bez dodatków spożywczych utrzymanie takiego stanu rzeczy jest niemożliwe. Wzbogacanie produktów o dodatki chroni je przed szybkim zepsuciem, utrwala ich smak i atrakcyjny wygląd, a w niektórych przypadkach – tak, tak! – poprawia ich właściwości odżywcze i prozdrowotne (np. poprzez redukcję zawartości tłuszczu lub cukru, wykluczenie glutenu, laktozy itd.)
Nie wszystkie dodatki do żywności zostały powołane do istnienia w laboratoriach. Wiele z nich – np. kurkumina, dwutlenek węgla, lecytyna, ksylitol – to substancje w 100% pochodzenia naturalnego. Nie tylko nie szkodzą, ale i pomagają (np. wspomniany ksylitol i inne zdrowe słodziki stanowią wartościowy składnik diety osób cierpiących na cukrzycę, insulinooporność, otyłość).
Przed dopuszczeniem do powszechnego stosowania wszystkie dodatki do żywności przechodzą szereg rygorystycznych badań i testów, które potwierdzają ich przydatność do spożycia. Ewentualne dolegliwości – o ile nie wynikają z alergii na dany składnik – spowodowane są nie samym faktem ich spożywania, a spożywaniem ich w nadmiarze. Podsumowując: dodatki do żywności są niezbędne, a po włączeniu ich do codziennego menu nadal możemy odżywiać się zdrowo.
2. Konserwanty w żywności są szkodliwe – MIT
Najgorszej sławy w świecie dodatków spożywczych dorobiły się substancje przedłużające trwałość żywności. Powszechnie uznaje się je za najbardziej szkodliwe dla zdrowia, a hasło „bez konserwantów” wabi klientów w dziesiątkach spotów reklamowych i na etykietach produktów. W rzeczywistości jednak konserwant konserwantowi nierówny, a przedłużanie przydatności do spożycia może nawet mieć korzystny wpływ na stan zdrowia!
Dlaczego konserwacja żywności jest tak ważna?
Zepsute jedzenie jest nie tylko niesmaczne, ale przede wszystkim szkodliwe. Pleśń i bakterie zawierają sporą dawkę toksyn, które odkładając się w wątrobie mogą doprowadzić do poważnych, w niektórych przypadkach nieodwracalnych uszkodzeń narządów wewnętrznych. Im krótszy okres między produkcją a konsumpcją, tym lepiej; musimy tu jednak powtórzyć, że w dzisiejszych realiach nie da się przeskoczyć pewnych ograniczeń czasowych.
Żywność czeka na nas nierzadko kilka dni, a nawet tygodni, najpierw na półkach sklepowych, a potem w domowych lodówkach i szafkach. Co więcej, w ferworze codziennych zajęć często zapominamy o prawidłowym przechowywaniu jedzenia. Odruchowo „wachlujemy” drzwiami lodówki, zwiększając temperaturę w jej wnętrzu; nie zamykamy szczelnie napoczętych opakowań, przyspieszając tym samym procesy utleniania; wprowadzamy do pojemników bakterie, nabierając dokładki tą samą łyżką, którą właśnie jemy… W efekcie jedzenie psuje się znacznie szybciej, niż powinno. Aby choć w części zatrzymać ten proces, producenci wzbogacają je właśnie o substancje konserwujące.
Przedłużanie trwałości jedzenia nie jest wynalazkiem współczesności. Techniki takie, jak suszenie, wędzenie czy pasteryzacja liczą sobie setki lat; wiele z nich stosuje się zresztą do dziś. Z biegiem czasu i rozwojem technologii do naturalnych konserwantów – soli, cukru czy octu – dołączyły dodatki syntetyczne i sztuczne. Związki te nie tylko działają znacznie dłużej, ale i utrwalają apetyczny wygląd, zapach i smak żywności.
Jak wspomnieliśmy wyżej (i wspomnimy jeszcze nieraz!): każda z tych substancji została gruntownie przebadana przed wypuszczeniem na rynek. Choć niektóre z konserwantów, jak azotan sodu czy benzoesan sodu (co ciekawe – to substancja naturalna, występująca w owocach jagodowych!) spożyte w dużej ilości faktycznie mogą wywołać niepożądane skutki uboczne, o tyle okazjonalne włączenie ich do menu jest bezpieczne.
3. Terminy „dodatki sztuczne” i „dodatki syntetyczne” oznaczają co innego – FAKT
Być może podczas lektury poprzedniego akapitu zwróciłeś uwagę na wyrażenie „dodatki syntetyczne i sztuczne”. Warto wiedzieć, że choć znaczeniowo oba przymiotniki leżą bardzo blisko siebie, w omawianym kontekście nie są synonimami.
Dodatki sztuczne to substancje, których struktura chemiczna nie odpowiada żadnym związkom występującym w naturze. Składy dodatków syntetycznych zostały natomiast opracowane w laboratoriach, ale w ich strukturze mogą znaleźć się zarówno naturalne, jak i sztuczne komponenty. Znakomitym przykładem są tu osławione „aromaty identyczne z naturalnymi”: choć syntetyzowane przez ludzi, dokładnie odzwierciedlają strukturę naturalnych substancji. Parafrazując popularne twierdzenie o rombie i kwadracie – każdy dodatek sztuczny jest dodatkiem syntetycznym, ale nie każdy dodatek syntetyczny jest w 100% sztuczny!
4. Glutaminian sodu uzależnia – MIT
Sól kwasu glutaminowego, znana konsumentom jako glutaminan sodu, MSG lub E621 to jeden z najbardziej charakterystycznych smaków kuchni azjatyckiej i popularny dodatek do wielu produktów spożywczych – od przypraw i sosów, przez wędliny i kostki rosołowe, aż po gotowe dania instant. Substancja jest nośnikiem smaku umami, rozpoznawanego przez nasze podniebienia jako „pełny”, „smakowity”. Umami towarzyszy nam od pierwszych dni życia – kobiece mleko charakteryzuje się bowiem wysokim stężeniem kwasu glutaminowego. Trudno się dziwić, że produkty bogate w ów „piąty smak” są dla nas wyjątkowo atrakcyjne. Stąd już tylko krok do teorii, że MSG uzależnia, a producenci dodają go do żywności w celu zwiększenia sprzedaży. Ile w tym prawdy?
Dowodem na uzależniające działanie glutaminianu sodu miał być zespół objawów określonych w latach 60. XX wieku zbiorczą nazwą „syndromu chińskiej restauracji”. Należały do nich m.in. bóle i zawroty głowy, drętwienie kończyn, nieprawidłowości rytmu serca, osłabienie i omdlenia. Dolegliwości te występowały rzekomo po zjedzeniu potraw kuchni chińskiej i miały wiązać się z syndromem odstawienia.
Sprawie przyjrzano się bliżej; badania kliniczne nie potwierdziły jednak związków między spożyciem glutaminianu sodu a pogorszeniem stanu zdrowia. Wystąpienie opisanych objawów wynikało ze spożycia charakterystycznych dla kuchni azjatyckiej składników o silnym działaniu alergizującym (m.in. krewetki, orzechy arachidowe, nerkowce).
5. Barwniki spożywcze szkodzą dzieciom – FAKT/MIT
Sformułowanie „dawka czyni truciznę”, stojące u podstaw sztuki medycznej, wyjaśnia także wiele spornych kwestii z zakresu dietetyki. Warto odnieść je również do jednego z najczęściej powtarzanych poglądów na temat dodatków do żywności, w myśl którego niektóre barwniki spożywcze miałyby wywoływać u dzieci uczulenia, nadpobudliwość, rozkojarzenie i wzrost poziomu agresji.
To prawda, że żywność wysokoprzetworzona, adresowana głównie do maluchów, jest wręcz naszpikowana barwnikami spożywczymi – dodatkami oznaczonymi symbolami E1xx. Bajecznie kolorowe słodycze, napoje i przekąski kuszą już z daleka, a dzieci, nieświadome wpływu odżywiania na zdrowie i motywowane naturalną przyjemnością, ulegają im najmocniej. Wielu rodziców poddaje się po kwadransie ciągnięcia za rękaw i głosowej perswazji, a producenci dobrze o tym wiedzą i barwią swoje łakocie wszystkimi kolorami tęczy.
Zagadnienie szkodliwości barwników spożywczych w diecie najmłodszych stało się przedmiotem słynnego badania, przeprowadzonego w 2007 roku na uniwersytecie w brytyjskim Southampton. W jego wyniku wytypowano 6 substancji, które – jak stwierdzono – w największym stopniu mogą wpłynąć na wystąpienie wymienionych wyżej objawów.
W skład „szóstki z Southampton” wchodzą:
- tartrazyna (E102)
- żółcień chinolinowa (E104)
- żółcień pomarańczowa FCF (E110)
- azorubina (E122)
- czerwień koszenilowa (E124)
- czerwień Allura (E129)
„Mogą wpłynąć”, co nie znaczy, że muszą! Wyniki badania wskazują na pewną korelację między spożyciem powyższych dodatków a opisanymi dolegliwościami, ale nie potwierdzają ich jednoznacznie. W myśl maksymy przytoczonej na początku naszych rozważań: żaden z tych składników nie zrobi dziecku krzywdy, jeśli podamy go w minimalnej ilości. Naukowcy z Southampton podkreślają także fakt, że ewentualne szkodliwe działanie ujawnia się przede wszystkim po połączeniu „podejrzanych” dodatków z benzoesanem sodu (E204).
Warto również wiedzieć, że badanie z Southampton stało się kanwą pokrewnego badania, przeprowadzonego w krajowych realiach przez zespół Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego. 3-letnia praca PZH wykazała, że spożycie szkodliwych barwników przez dzieci w Polsce jest na tyle niewielkie, że nie stwarza zagrożenia dla zdrowia małych konsumentów.
Jaki z tego wniosek? Nie dajmy się zwariować, dbając jednak o utrzymanie rzeczonego niskiego poziomu spożycia sztucznie barwionej żywności. Czytajmy etykiety i zawsze, gdy tylko mamy wybór, stawiajmy na żywność pochodzenia naturalnego. Kupne słodycze podawajmy dzieciom możliwie jak najrzadziej; warto zresztą zadbać o ten nawyk nie tylko ze względu na obecność złowrogich „E”!
Inne ciekawe treści publikujemy też pod adresem: sukceskobiety.pl
Theme by The WP Club . Proudly powered by WordPress